Tekst: Kateřina Czempková
Wielka Fatra
Moja pierwsza trzydniowa przeprawa przez piękny słowacki grzbiet z noclegiem na świeżym powietrzu była niezapomniana. Chciałabym podzielić się ze wszystkimi poszukiwaczami przygód pomysłem na tę wyprawę, która nie była do końca łatwa, ale warta każdej kropli potu!
Całkowita długość naszej trasy wyniosła około 42 km z przewyższeniem 2400 metrów. Przeprawę podzieliliśmy na niecałe trzy dni, co pozwoliło nam bez pośpiechu cieszyć się wspaniałymi widokami. Punktem wyjścia była wieś Biały Potok niedaleko miasta Ružomberok, gdzie późnym popołudniem zaparkowaliśmy samochód. Ponieważ jest to park narodowy, biwakowanie poza wyznaczonymi obszarami jest zabronione i musieliśmy tego przestrzegać. Naszym celem było więc znalezienie schronienia na pierwszą noc oddalonego ok 8 km. Na początku czekało nas strome podejście i od razu dało się odczuć ciężar na plecach. Droga prowadziła przez górską wieś Vlkolínec z typową zabudową ludową, która znajduje się na liście UNESCO. Prawie w ciemności dotarliśmy do przytulnego miejsca pod Šiprúňem, rozbiliśmy namiot, umyliśmy zęby i życzyliśmy niedźwiedziom dobrej nocy. Pierwszego wieczoru trochę się denerwowałam, głównie ze względu na wspomniane wcześniej niedźwiedzie, ale zmęczenie szybko zwyciężyło moje obawy.
Po obfitym śniadaniu na trawie spakowaliśmy się i wyruszyliśmy na najdłuższy, 21-kilometrowy odcinek trasy. Rano minęliśmy hotel górski, w którym była jedyna na trasie możliwość posiłku. Mieliśmy ze sobą zapasy żywności, więc zatrzymaliśmy się na chwilę, aby uzupełnić kofeinę i ruszyliśmy dalej. Trasa była dość wymagająca, z naprzemiennymi podejściami i zejściami przez kwitnące górskie łąki, lasy i szczyty Rakytov, Minčol i Ploská, z których roztaczały się wspaniałe widoki we wszystkich kierunkach. W każdej chwili zachwycaliśmy się tym, jak tu jest pięknie. Po drodze w kilku źródłach można było uzupełnić wodę, której nawet nie trzeba było filtrować. Mimo że ramiona przyzwyczaiły się do obciążenia, nie uniknęłam siniaków od plecaka i spalonej słońcem twarzy. Ale to jest część tego. Wczesnym wieczorem dotarliśmy do drugiego pola namiotowego, schroniska pod Suchym vrchom. Ku mojemu zdziwieniu nie byliśmy sami i nocowało tam około dziesięciu innych turystów. Największą nagrodą po ciężkim dniu było rozbicie namiotu, przebranie się w czyste ubrania, zrobienie obiadu i po prostu siedzenie i oglądanie zachodu słońca. Drugiej nocy niewiele spałam, powodem nie był strach przed niedźwiedziami, ale silny wiatr, który obudził mnie z poczuciem, że namiot nie wytrzyma.
Rano tradycyjnie umyliśmy zaspane twarze, uzupełniliśmy wodę w studni, zjedliśmy owsiankę na śniadanie, spakowaliśmy rzeczy i wyruszyliśmy w ostatnią 13-kilometrową część przeprawy. Już na starcie mieliśmy dobrą rozgrzewkę i musieliśmy wspiąć się na ostatnie metry wysokości na szczyt Ostredoka (1596 m n.p.m.), najwyższego szczytu Wielkiej Fatry. Potem nastąpił relaksujący grzbiet. Z twarzami smaganymi wiatrem dotarliśmy na szczyt Križnej, skąd już tylko ostro schodziliśmy w dół. Do wsi Staré Hory musieliśmy zejść ponad 1000 metrów. Nie lubię długich zejść, dlatego liczyłam każdy kilometr do mety.
Do cywilizacji dotarliśmy po południu i skróciliśmy czas oczekiwania na autobus w miejscowej chatce. Bryndzowe gałuszki potęgowały uczucie euforii i radości z udanego przejścia. Do wsi Biały Potok wróciliśmy autobusem i po około dwóch godzinach podróży wróciliśmy do domu zmęczeni, ale zadowoleni.
Przejście przez grzbiet Wielkiej Fatry było wspaniałe i każdy, kto kocha góry i przygodę, nie powinien przegapić tej wycieczki. Polecam!